Rowerem po Zonie

Któregoś pięknego dnia kwietnia postanowiliśmy udać się do miejsca w którym nie było rowerzystów od blisko 28 lat - do Czarnobylskiej Zony, na Ukrainie. Po katastrofie w Czarnobylskiej elektrowni jądrowej w kwietniu 1986 roku teren ten w promieniu 30 km od reaktora został całkowicie zamknięty, a ludzie mieszkający na tym terenie przesiedleni.

Obecnie tylko małe zorganizowane przez biura podróży grupy mogą zwiedzają Strefę, i to z pewnymi ograniczeniami dotyczącymi długości pobytu jak i zwiedzanymi miejscami. Aby się tam dostać indywidualnie, konieczne są przepustki i zezwolenia od władz Strefy, dla zwykłych ludzi są one prawie nie do zdobycia.

p4pb11553941

Ze względu na trudny teren jak i na chęć zachowania przez nas dużej mobilności zdecydowaliśmy się na wybranie rowerów jako środka transportu po Strefie. Jak dotąd jeszcze nikt przed nami tego nie dokonał, więc byliśmy pierwsi. Najbardziej byliśmy podekscytowani tym że cała nasza wyprawa była całkowicie nielegalna, i najdrobniejszy błąd mógł dla nas skończyć się tragicznie, z pozbawieniem wolności włącznie.

Przygotowania do wyprawy trwały kilka miesięcy, przez ten czas staraliśmy się wybrać najbardziej optymalną i najbezpieczniejszą dla nas trasę, wybrać najdogodniejszy termin wyprawy i wstępnie nakreślić jakie miejsca chcemy odwiedzić.

Zdecydowaliśmy się przekroczyć Strefą przez zieloną granicę w rejonie wsi Hubyn położonej w pobliżu granicy strefy (11 km na wschód od punktu kontrolnego Dytyatky) była to wieś znajdująca się na obrzeżach lasu, który był dla nas świetną osłoną w czasie podróży, przed wykryciem przez służby.

Do Hubyna dotarliśmy samochodami 2 maja. Mieliśmy się tam spotkać z piątym uczestnikiem naszej wyprawy - Kostią, rodowitym ukraińcem, a naszym przyjacielem. Aby zminimalizować prawdopodobieństwo że zostaniemy złapani przez pograniczników lub milicję zaplanowaliśmy ruszyć pod osłoną nocy.

Niestety nasz plan musieliśmy wkrótce zmienić po tym jak w trakcie rozpakowywania auta spotkał nas patrol pograniczników. Z pewnością domyślali się co planujemy i z cała stanowczością oświadczyli nam że cała strefa a w szczególności elektrownia jądrowa posiada zaostrzony rygor bezpieczeństwa – tzn. że mają prawo nas zastrzelić na terenie Zony traktując nas jako intruza bez oddania strzałów ostrzegawczych. Z ich ust brzmiało to groźnie i poważnie, ale w żaden sposób nie odwiodło to nas od wcześnie obranego planu wyruszenia do Zony, jedynie zmianie uległo tylko miejsce z którego mieliśmy wyruszyć.

Kilka godzin później pojechaliśmy samochodami do odległej o 40 km od Hubyna, wsi Maksymowice która leży zaledwie 7 km od granicy Strefy. Z tamtą o 23:00 pod osłoną nocy ruszyliśmy rowerami w stronę mostu granicznego na rzece Uż. A samochody, aby nie wzbudzać podejrzeń powróciły z pozostałymi do Hubyna.

Około 1 w nocy byliśmy na miejscu. Aby dostać się na teren Strefy musieliśmy przedostać się na drugą stronę rzeki Uż przez most, w rejonie opuszczonej wsi Martynoviche. Wieś ta nie podlegała obowiązkowemu przesiedleniu, lecz z biegiem lat stopniowo opustoszała. Most który mieliśmy przejść stanowił równocześnie granicę Strefy, i był okresowo patrolowany przez służbę graniczną. Ponadto aby uniemożliwić podobnym jak my przedostanie się przez most na teren zony został on zablokowany stalową kratownica  z pozawijanym drutem kolczastym aby uniemożliwić dalszy przejazd.

324

234

p4pb11558067

W czasie akcji usuwania skutków awarii w pobliżu mostu znajdował się punkt kontrolny, teraz całkowicie opuszczony.

2432

Po przekroczeniu rzeki byliśmy już w Strefie. Czuliśmy się jak dzieci na placu zabaw. Naszym docelowym celem było jednak oddalone od nas 35 km opuszczone miasta Prypeć leżące nad rzeką o tej samej nazwie, cztery kilometry od Czarnobylskie elektrowni jądrowej. To była zimna i księżycowa noc, byliśmy bardzo zmęczeni po podróży ale to nie był koniec naszych zmagań. Musieliśmy bowiem bardzo uważać gdyż zaledwie 6 km od mostu we wsi Dibrov był czynny nadal punkt kontrolny. Tak więc przy zgaszonych światłach, opierając się tylko na naszych zmysłach i świetle księżyca ominęliśmy od północy wieś Dibrov i około 3 w nocy dotarliśmy do wsi Vesnyanoe. Tam po raz pierwszy dał o sobie znać nasz dozymetr pokazując promieniowanie rzędu 150 mikrorentgenów na godzinę. Wieś z uwagi na lokalizacje (środek lasu) była bardzo dobrze zachowana, więc bez chwili namysłu zdecydowaliśmy się na kilka godzin odpoczynku. Ze względu na fakt że przy samym gruncie promieniowanie jest podwyższone postanowiliśmy przenocować na strychu w opuszczonej chacie.

p4pb11549195

Następnego dnia rozpoczeliśmy zwiedzanie wioski. Kolejno, nie tracąc czasu przedarliśmy się przez las i bagna do następnej wioski - Olshanka, zachowując nadal bezpieczną odległość od punktu kontrolnego. Wieś była dużo większa od poprzedniej. Tam mogliśmy już sobie odpocząć i poczuć się bezpieczniej. Promienionwnie wahało się w granicach od 50-70 mikroR. Na zwiedzanie mieliśmy czas na do dwudziestej.

p4pb11553942

Potem sen i o drugiej w nocy podróż główną asfaltową drogą do Prypeci. W trakcie przemieszczania się w kierunku miasta mijaliśmy po drodze wiele opuszczonych wsi. Gdy w oddali w świetle księżyca było widać zarysy szesnasto-piętrowych wieżowców i budynki Zakładów "Jupiter". W końcu dotarliśmy do Prypeci - miasta duchów.

p4pb11561761

Samo miasto w swym ogromie wywarło na nas niesamowite wrażenie, zwłaszcza że dotarliśmy tam w nocy, gdyż o tej porze istniało najmniejsze prawdopodobieństwo że nie natkniemy się na milicję. W samym mieście było bardzo cicho, wręcz nieswojo. Momentami wydawać by się mogło że słyszy się bicie własnego serca. W samym mieście staraliśmy się nie używać żądnego oświetlenia gdyż musieliśmy uważać na dodatkowe posterunki i patrole w pobliżu miasta. Jedynie co pozwalało nam się poruszać to rozgwieżdżone niebo nad nami.

p4pb11547839

p4pb11564367

p4pb11557645

p4pb11557025

p4pb11558069

p4pb11561758

p4pb11589579

Samą Prypeć zwiedzaliśmy niespełna tydzień, śpiąc pod gołym niebem w pobliskim lesie. Przez cały ten czas pobytu w mieście udało się nam zwiedzić m.in: wesołe miasteczko, basen "Lazurny", szkołę nr 3,  kino "Prometeusz", kawiarnie "Prypeć". Na deser zostawiliśmy sobie radar pozahoryzontalny "Duga" zwany też Okiem Moskwy. Lecz aby do niego dotrzeć musieliśmy przejechać przez Czerwony Las, a tam jak wiadomo promieniowanie jest najwyższe. Nasz dozymetr osiągnął najwyższą wartość jak dotychczas 15 tys mikrorentgenów.

p4pb11561760

p4pb11557081

Po dostaniu się pod antenę czekało na nas dobre 20 minut wspinaczki na szczyt, ale widok aż zapierał dech w piersiach.

p4pb11589626

W między czasie dostaliśmy telefon od pozostałej części grupy która została przy samochodach, że w okolicy gdzie zostawiliśmy auta zaczęła się na nas obława. Gdyż nasz pomysł z wejściem od innej strony Strefy udał się i pogranicznicy zorientowali się że samochody były tylko sprytnym fortelem. Nie tracąć chwili, postanowiliśmy udać się w drogę powrotną. Nie mogliśmy wracać przez most w rejonie wsi Martynoviche gdyż z całą pewnością czekała tam na nas zasadzka służb granicznych, więc postanowiliśmy przedostać się przez rzekę Uż, w bezpiecznej odległości 5 km od mostu. Kończąc mogę napisać że tam jeszcze wrócę...

p4pb11556631

Tekst: Bartosz Domin, zdjęcia: PanBorsuk